Moje łzy (historie stanu wojennego)
Tego wieczoru do późnych godzin nocnych krzątałam się po mieszkaniu. Ułożyłam do snu siedmioletniego synka, skończyłam sprzątać nasze M-3, z piekarnika wyjęłam ciasto na niedzielę i zaczęłam osobistą toaletę. Nagle ktoś gwałtownie zaczął się dobijać do drzwi. Pośpiesznie owinęłam mokre włosy ręcznikiem i wyszłam do przedpokoju. Zerknęłam przez wziernik, ale dostrzegłam jedynie ciemność. Zapytałam:- Kto tam? Z za drzwi odezwał się niski, zdecydowany głos:
- Czy mąż jest w domu?
Nie ma, ale przepraszam z kim mam przyjemność?
- Tu milicja, a gdzie jest mąż?
Mąż jest w pracy.
Za drzwiami zaczęła się jakaś narada i po chwili ten sam mężczyzna oznajmił:
- My to sprawdzimy i jeszcze tu wrócimy.
Wielki zamęt powstał w mojej głowie. O co tu chodzi? Co to wszystko ma znaczyć? Czego milicja w nocy chce od mego męża? Gdyby zdarzył się jakiś wypadek lub inne nieszczęście zapewne by o tym powiedzieli. Na chwilę ochłonęłam, jednak ta wizyta nie dawała mi spokoju. Coś mi podpowiadało, że te nocne odwiedziny mogą wynikać z zaangażowania mojego męża w działalność związku Solidarność, tym bardziej, że w kraju sytuacja polityczna była bardzo napięta. Ponieważ nie mieliśmy telefonu ubrałam się i czym prędzej udałam się do domu moich teściów. Tam dowiedziałam się, że w mieście dzieje się coś niedobrego oraz, że aresztują ludzi Solidarności.
Wróciłam do domu. Tej nocy już nie spałam. Różne myśli przychodziły mi do głowy. Postanowiłam jednak poczekać na powrót męża z pracy. Kiedy rano usłyszałam pukanie do drzwi, serce zabiło mocniej. Jest, wrócił. Otworzyłam pośpiesznie drzwi i wszystko zrozumiałam. W progu stał kolega męża i trzymał w ręku jego teczkę.
- Męża w nocy aresztowała milicja – powiedział - i nikt nie wie gdzie jest.
Zalałam się łzami. Z pokoju odezwał się głos naszego synka:
- Mamusiu czy to tatuś wrócił z pracy?
Śpij synku, mamusia musi wyjść w bardzo ważnej sprawie i zaraz wróci.
Ubrałam się i wybiegłam na ulicę. Skoro aresztowała go milicja to idę na komendę. Mróz szczypał w policzki i sklejał powieki zapłakanych oczu. Lodowaty wiatr wdzierał się pod niedopięte odzienie. Buty ślizgały się od niepewnie stawianych kroków. Mijałam otulonych, ludzi idących na niedzielną Mszę św. Trzecia niedziela adwentu nie zapowiadała nadejścia radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
Z budynku Komendy Milicji Obywatelskiej wychodził milicjant, znany mi z widzenia. Powiedziałam, że chcę zobaczyć się z mężem, którego w nocy zabrała milicja. Funkcjonariusz ironicznym głosem odparł:
- Niech pani napisze podanie, naklei na nim znaczki opłaty skarbowej i złoży na dyżurce.
Stanęłam osłupiała. Skąd ja w niedzielę wezmę znaczki opłaty skarbowej? Kiedy chciałam wyjaśnić tę wątpliwość milicjant już odszedł. Obolała wróciłam do domu. Z oczu strumieniem lały się łzy. W progu czekał na mnie nasz synek. Wiedziałam, że nie mogę dłużej ukryć tego co się stało. Z radia Jaruzelski, ówczesny pierwszy sekretarz PZPR i premier wygłaszał swoje przemówienie:
„Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej!
Zwracam się do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. ... Ojczyzna znalazła się nad przepaścią. ... Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. ... Trzeba powiedzieć dość! Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy „Solidarności”... Awanturnikom trzeba skrępować ręce, ... Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa ... wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju....”
Wyłączyłam radio. Cisza wypełniła nasze małe mieszkanie. Głęboka rana rozdzierała moje serce. Teraz wiedziałam jaki był powód aresztowania mojego męża. Stałam wpatrzona w okno poszukując gdzieś w oddali odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w głowie. Nasz mały synek budował z klocków fortece i stawiał na nich żołnierzyki. Dzień powoli dogasał.
Przyszedł poniedziałek i dni następne, dla mnie smutne i bolesne. Jednak nie to było najistotniejsze. Wiedziałam wprawdzie, że w całym kraju internowano tysiące ludzi, ale ciągle zadawałam sobie pytanie gdzie jest mój mąż? Czy jeszcze żyje? Przecież 16 grudnia w Kopalni Wujek polała się krew, zginęli górnicy. Kiedy na ulicy przechodziłam obok uzbrojonych ormowców, ludzi których przed wprowadzeniem stanu wojennego znałam i szanowała, zrozumiałam, czym jest system totalitarny.
Czas płynął leniwie, a ja musiałam stawiać czoło wielu przeciwnościom, uśmieszkom nieżyczliwych ludzi, uszczypliwym półsłówkom i tryumfującym spojrzeniom. Wydawało mi się, że chcą mnie jeszcze bardziej doświadczyć, jeszcze mocniej wdeptać w ziemię, jeszcze więcej wycisnąć łez z moich oczu. A przecież trzeba było żyć, wychowywać dziecko, chodzić do pracy. Wszystkie moje myśli kierowałam w stronę mojego męża mając nadzieję, że spotkamy się przy wigilijnym stole, że skończy się ten okrutny czas. Mała iskierka nadziei pojawiła się po kilku dniach, kiedy dostarczono mi kartki na żywność, które mąż miał przy sobie. To jest dobry znak pomyślałam, dobra informacja.
Zbliżał się wigilijny wieczór. W domu moich teściów tradycyjnie zebrała się cała rodzina. Nie było tylko brata mojego męża, który dowiedział się, że w urzędzie miejskim dają przepustki do internowanych. Pojechał bez wahania. Czekaliśmy na niego w napięciu do późnych godzin wieczornych. Kiedy wrócił i powiedział, że widział brata całego i zdrowego radość zapanowała w całym domu. Ze łzami w oczach łamałam się opłatkiem z synkiem, a nasze życzenie było jedno, jak najszybciej spotkać się z ukochanym tatą i mężem.
Jerzy Czekalski